Dzisiaj temat pod dyskusję.
Zdarzyło Ci się kiedyś, że po zjedzeniu jednego, nieplanowanego ciastka spisałaś dzień na straty i do końca dnia obżerałaś się bez opamiętania?
Mnie nie raz, doskonale znam to uczucie beznadziejności i pochłonięcie kolejnego kawałka ciasta, zjedzenia paczki chipsów czy żelków. To, że 5 lat nie jem słodyczy nie znaczy, że nigdy ich nie jadłam. Właśnie dlatego, że mam problem w ograniczeniu się zrezygnowałam z nich całkowicie i problem zniknął.
Zdarzyło Ci się kiedyś, że po zjedzeniu jednego, nieplanowanego ciastka spisałaś dzień na straty i do końca dnia obżerałaś się bez opamiętania?
Mnie nie raz, doskonale znam to uczucie beznadziejności i pochłonięcie kolejnego kawałka ciasta, zjedzenia paczki chipsów czy żelków. To, że 5 lat nie jem słodyczy nie znaczy, że nigdy ich nie jadłam. Właśnie dlatego, że mam problem w ograniczeniu się zrezygnowałam z nich całkowicie i problem zniknął.
Jednak pojawiło się coś innego. Coś na kształt obsesji, kiedy to „nadprogramowy”
OWOC powodował we mnie to samo uczucie, co kiedyś cukierek. Czy to jest zdrowe?
Nie. Na pewno nie.
Dlatego właśnie moje jadłospisy wyglądają tak, a nie inaczej. Nie planuję z wyprzedzeniem, gotuję to, na co aktualnie mam ochotę. Na pewno zdecyduję się jeszcze na liczenie dokładne białek, tłuszczy i węglowodanów- jednak uważam, że to początek drogi jest kluczowy w szczegółowym prowadzeniu dziennika z podziałem na BTW. To na początku komponowanie posiłków jest trudne. To właśnie na początku dobór produktów i ułożenie tego w logiczną całość wydaje się nie do ogarnięcia- tym bardziej powinno się to robić! Potem jest łatwiej, potrafisz nawet na oko ocenić ile mięsa powinnaś zjeść, bo ważenie go codziennie jest jak nauka języka :) Powtarzany często wchodzi w krew.
Dlatego właśnie moje jadłospisy wyglądają tak, a nie inaczej. Nie planuję z wyprzedzeniem, gotuję to, na co aktualnie mam ochotę. Na pewno zdecyduję się jeszcze na liczenie dokładne białek, tłuszczy i węglowodanów- jednak uważam, że to początek drogi jest kluczowy w szczegółowym prowadzeniu dziennika z podziałem na BTW. To na początku komponowanie posiłków jest trudne. To właśnie na początku dobór produktów i ułożenie tego w logiczną całość wydaje się nie do ogarnięcia- tym bardziej powinno się to robić! Potem jest łatwiej, potrafisz nawet na oko ocenić ile mięsa powinnaś zjeść, bo ważenie go codziennie jest jak nauka języka :) Powtarzany często wchodzi w krew.
Jak uratować "stracony" dzień?
Pozwól sobie być mniej perfekcyjną,. Jeżeli zjesz coś „niedozwolonego” tym bardziej postaraj się by reszta dnia była super. W swoich zasadach założyłam, że jem owoce jeden raz, ale nie panikuję teraz, jak naprawdę mam ochotę i dojem owoce w ciągu dnia. Zapisuję to sobie, ale nie mam wyrzutów sumienia. Ważne jest ułożenie sobie w głowie, że to nie tragedia jak zjesz coś niezdrowego. Ważne by zrobić to świadomie, że łączy się to z konsekwencjami i WYBRAĆ.
Absolutnie nie popieram myślenia, że skoro ćwiczę to mogę pozwolić sobie codziennie na małe co nie co. To właśnie te małe kroki cofają nas, zamiast pchać do przodu i pomagać w osiąganiu kolejnych celów. Jednocześnie uważam, że odstępstwo od czasu do czasu nie zagrozi efektom, jeżeli reszta dni będzie dobra, a trening regularny. Na serio nie trzeba ćwiczyć codziennie półtora godziny, aby zobaczyć zmiany w ciele.
Jedzenie od obiadu tragicznie i zbyt wiele tylko dlatego, że po posiłku zjadłaś lodowy deser jest porównywalne do sytuacji, w której po nieplanowanym, niewielkim wydatku wracasz do domu, zabierasz wszystkie swoje oszczędności i marnotrawisz je tylko dlatego, że kilka złotych wydałaś bezmyślnie.
Zrobiłabyś tak?
Pozwól sobie być mniej perfekcyjną,. Jeżeli zjesz coś „niedozwolonego” tym bardziej postaraj się by reszta dnia była super. W swoich zasadach założyłam, że jem owoce jeden raz, ale nie panikuję teraz, jak naprawdę mam ochotę i dojem owoce w ciągu dnia. Zapisuję to sobie, ale nie mam wyrzutów sumienia. Ważne jest ułożenie sobie w głowie, że to nie tragedia jak zjesz coś niezdrowego. Ważne by zrobić to świadomie, że łączy się to z konsekwencjami i WYBRAĆ.
Absolutnie nie popieram myślenia, że skoro ćwiczę to mogę pozwolić sobie codziennie na małe co nie co. To właśnie te małe kroki cofają nas, zamiast pchać do przodu i pomagać w osiąganiu kolejnych celów. Jednocześnie uważam, że odstępstwo od czasu do czasu nie zagrozi efektom, jeżeli reszta dni będzie dobra, a trening regularny. Na serio nie trzeba ćwiczyć codziennie półtora godziny, aby zobaczyć zmiany w ciele.
Jedzenie od obiadu tragicznie i zbyt wiele tylko dlatego, że po posiłku zjadłaś lodowy deser jest porównywalne do sytuacji, w której po nieplanowanym, niewielkim wydatku wracasz do domu, zabierasz wszystkie swoje oszczędności i marnotrawisz je tylko dlatego, że kilka złotych wydałaś bezmyślnie.
Zrobiłabyś tak?
46 komentarzy
swietny post, ja rowniez kiedys tak robilam, dzis juz na szczescie wiem, ze kawalek czekolady tragedii nie robi, o ile to przeloze na aktywnosc fizyczna :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńNo dokładnie, nawet ta czekolada raz na jakiś czas nikomu krzywdy nie wyrządzi- ważne, by nie robić tego zbyt często i bezmyślnie :)
Krótko i na temat. Post dający do myślenia - zdecydowanie !
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńSwietny post,ale to porownanie na samym koncu jest najlepsze :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :):)
UsuńJa niestety jestem w trakcie fazy obsesyjnego myślenia o nadprogramowych mniej zdrowym jedzeniu, ale na szczęście czytając takie blogi jak Twój czy też fitblogerki - Gosi:) moje myślenie zaczyna się zmieniać. Widzę jak Wy się odżywiacie i biorę z Was przykład :) Czasami faktycznie ten Bigmilk raz na kilka tygodni nie zrobi w naszym ciele kolosalnych zmian :)
OdpowiedzUsuńPewnie, no i super, że nasze posty są przydatne, bo po to właśnie piszemy :)
UsuńPowodzenia w zmianie myślenia no i osiąganiu celów :)
Bardzo mądry post! Tak właśnie powinno się robić. A nie na zasadzie, zjadłam kawałek czekolady to pochłonę tysiąc innych kalorii. Ja tak kiedyś miałam, więc w sumie dla mnie to zrozumiałe. Ale teraz już tak nie robię ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńŚwietnie, że już tak nie robisz- ja też nie :) Dlatego mnie natchnęło, by niektórym dziewczynom, które przez takie działanie bardzo cierpią uświadomić, że nie warto się tym zajmować, bo to nie ma sensu!
Tak, ten spustowy mechanizm zna chyba każdy kto choć raz był na diecie... Przykład z zakupami bardzo mi się podoba, dobry motywator:)
OdpowiedzUsuńDokładnie! Dzięki :)
UsuńChyba każda z nas miała kiedyś taki etap, gdy jedno ciastko powodowało wyrzuty sumienia, zarzucanie zdrowego odżywiania i tonę kolejnych ciastek. Ale tak jak mówisz, najważniejsze to nie robić z jednego ciastka całego opakowania, a pomyśleć i wrócić na właściwe tory. Świetne porównanie zamieściłaś na końcu ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :)
UsuńNie można niszczyć siebie takim zachowaniem- wyrzuty sumienia zatruwają życie...
niesamowity wpis..!!!
OdpowiedzUsuńCalkowiecie sie z nim zgadzam i moglabym sie podpisac pod wszystkim. Niestety zdarza mi sie tak ze jak jzu spieprze to siegam po kolejne grzechy... Jak juz wpadne w dobry ciag to mi latwiej, ale teraz na wakacjach sie rozleniwilam.
to ze liczenie BTW pozwala nabrac swietnych nawykow to swiete slowa. wyglada obsesyjnie, ale uczy odzywiania jak malo co!
buziaki :*
Bardzo dziękuję Marie :)
UsuńDaję Ci motywacyjnego kopa byś trafiła na właściwy tor! :)
Obsesyjne to jest myślenie przy liczeniu o każdym dodatkowym kęsie. Tak miałam wiele razy, więc już teraz będę zaczynać z nowym podejściem :) Oczywiście bez przesady z podjadaniem, ale o wiele bardziej świadomie swojego organizmu.
Nauka siebie to najtrudniejsza i najważniejsza sprawa.
Buziaki :D
Odklad do liczenia BTW dodałam cwiczenia to czulam sie jakby jakis wielki kamien spadl mi z serca. Przestalam czuc presje i dodatkowy gryz nie robil na mnie wrazenia. czułam sie o wiele bardziej swobodnie. Bo niestety ale przy liczeniu strasznie trudno przejsc na zla strone mocy
UsuńJa niestety często zapominam o tym, że system zerojedynkowy może zatruć życie. Tak jak napisałam wcześniej uczę się cały czas siebie i dążę do szczęścia :) Do liczenia na pewno wracam, tylko na razie czekam na efekty wprowadzonych zmian, jak nie poskutkuje to łapię za kalkulator ;)
UsuńMasz wiele racji - nie powinniśmy się poddawać w przypadku małej wpadki i dalej płynąć z nurtem marazmu "nie udało mi się, po co dalej próbować". Jednak owoce nie należą do działu - niezdrowe czy zakazane. Są fantastycznym zamiennikiem przetworzonych cukrów czy super niezdrowych chipsów i innych przegryzek. Absolutnie nie można mieć wyrzutów nawet po zjedzeniu pół kg jabłek!
OdpowiedzUsuńWiem, że są świetnym zamiennikiem, ale i one nie powinny być spożywane w nadmiernych ilościach ze względu na fruktozę:)
UsuńKurde, podsumowanie zmiażdżyło! wydrukuje w dziesiątkach egzemplarzy i będę nosić ze sobą, wieszać wokół itp. :) w ostatnim czasie wakacyjnym pozwoliłam sobie na wiele, widać już na brzuchu, a nie chce zaprzepaścić osiągniętych efektów. To podsumowanie jest czymś co mi pomoże, ja to wiem :)
OdpowiedzUsuńdziękuję :*
Dzięki!
UsuńDrukuj i edukuj :D
Dokładnie! Działanie spustowe i autodestrukcyjne wyrzuty sumienia na pewno nie pomagają w walce o zdrowie i lepszy wygląd!
Liczę na to, że Ci pomoże i trzymam kciuki za kolejne osiągane cele :)
Dzięki za tego posta, potrzebowałam "otrząśnięcia się" :P
OdpowiedzUsuńZjadła dzisiaj lody z MC Donalda z polewą czekoladową aż do teraz miałam wyrzuty sumienia...
http://www.youtube.com/watch?v=KHP3RdWMcCM
UsuńPowinnaś to obejrzeć, niedługo post w temacie ;)
rzadko mam wyrzuty,ze coś zjadłam. robię to świadomie więc dlaczego mam mieć wyrzuty.
OdpowiedzUsuństaram się jak moge by jeść zdrowo, w końcu mam sporo pracy przed sobą.
wiem,że jestem nieco leniwa w kwestii zywienia i nie szykuje jedzenia na przód, nawet go nie planuje, posilki są spontaniczne i dlatego mam problem ze zrzuceniem tłuszczu...naucze się jeszcze tego :)
Również mam problem z pozbyciem się tłuszczu, ale moje porcje same mówią za siebie dlaczego :D Nie mniej jednak ja już odruchowo gotuję np. więcej ryżu czy myślę na zakupach co tam trzeba na kolejne dni. Nie jestem mistrzem organizacji, ale idzie mi coraz lepiej :D
UsuńJa nie rozumiem takiego obsesyjnego objadania, poniewaz zjadlo sie cos, czego nie powinno. Kazdy z nas ma jakieś zachcianki, ktore pozniej nie powinny przerodzić sie w całkiem zły dzien...
OdpowiedzUsuńNie powinny, w tym problem że często się przeradzają u osób, które do zaburzeń odżywiania mają skłonności. Jak widać po komentarzach nie tylko ja miałam taki problem :)
UsuńTo świetnie, że Ciebie to nie dotyczy! :)
wow jestem pod wrazeniem ze tyle wytrzymujeszbez slodyczy :)
OdpowiedzUsuńjezeli chodzi o liczenie kalorii zdecydowanie bardziej wole przeliczac weglowodany bialka i tluszcze niz kalorie dla mnie to pierwsze ma zdecydowanie wieksze znaczenie, a Twoje tabelki bardzo mi w tył ulatwiły sprawe (chodzi o podzial jedzenia na weglowodany, bialko, tluszcze - rewelacja)
Natalia, ciekawy post... tak sobie myślę, czy kiedykolwiek znajdę się w sytuacji, że będę obwiniać się za zjedzenia jabłka ;p chyba mi to nie grozi
OdpowiedzUsuńciekawy wpis
OdpowiedzUsuńGodne podziwu jest to ile nie jesz słodyczy:) moje uznanie i gratulacje ;) ja nie ich równy rok i bardzo chciałabym wrócić do tej praktyki. Na razie się ograniczam. Najczęściej "tracić dzień" zdarza mi się w "leniwe" wieczory z moim facetem. Wtedy tego samego dnia już lepiej nawet nic nie ratować, wiem że następny dzień musi być na 5 żywieniowo i oczywiście z ćwiczeniami :)
OdpowiedzUsuńFajne porównanie na samym końcu :D ja niestety zjadam mojemu te słodkie co przygotował dla siebie...
Strasznie podobało mi się porównanie do wydawania oszczędności tylko dlatego, że wydaliśmy trochę kasy bezmyślnie. Niestety zdarza mi się, że po zjedzeniu kawałka czekolady, który po prostu musiałam zjeść, dochodzę do wniosku, że już mi wszystko jedno i zjadam pół tabliczki, ale teraz będę myśleć o tych wydawanych pieniądzach - może to pozwoli przestać ;)
OdpowiedzUsuńdokładnie:)
UsuńOstatni akapit... Rewelacyjne porównanie! Nikt nigdy nie ujął tego tak klarownie:)
OdpowiedzUsuńDobrze napisane:)
OdpowiedzUsuńDaje do myślenia ! :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie, o to chodziło :)
Usuńostatnie zdanie ! miazga! niestety czesto sie na tym łapie ale staram sie nie
OdpowiedzUsuńTeż staram się nie, w głowie wszystko siedzi ;)
Usuńja niekiedy pozwalam sobie na małe co nieco w postaci czegoś słodkiego, ale dlatego, że potrafię je ograniczać, bez problemu zjem tylko jedną kostkę czekolady (wolę gorzką) i nie ciągnie mnie potem do większych ilości, mam dość silną wolę, co bardzo mnie cieszy :D potrafię poprzestać w odpowiednim momencie ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńojej jak bym o sobie czytała... robie dokladnie tak samo. zjem z mcdonalds (2 powiekszone mczestawy) wracam do domu i jem ciaska i zajadam czekolada bo przeciez ten dzien juz i tak jest stracony...
OdpowiedzUsuńKoniecznie przyjdź na mój blog w poniedziałek- będzie temat o McDonald's między innymi- mam odruch wymiotny jak tylko sobie skojarzę ich nazwę ;)
UsuńEch, a ja właśnie taki tydzień mam fatalny, jeśli chodzi o słodycze :-/ Zaczęło się od niedzieli od sporej ilości ciasta (ale to było planowane, a że ciasto własnej roboty to można czasem zaszaleć) i tak się ciągnie ta moja obsesja przez kolejne dni. Codziennie budzę się z postanowieniem, że ten dzień będzie ok pod względem żywieniowym, jem zdrowe śniadanie, a potem wszystko się sypie. W sumie nie obżeram się słodyczami do późnego wieczora, ale gdzieś ten kawałek czekolady czy porcja lodów się trafi. Na studiach jakoś mi łatwiej trzymać diety, a ze względu na wakacje człowiek się rozleniwił i w domu pozwala sobie na więcej. Cóż, pocieszam się tym, że od jutra przez tydzień będę się włóczyć po górach, więc gdzieś te kalorie się zgubią ;-) A w górach o słodycze trudno, więc będę mieć święty spokój... A przy kolejnej okazji niekontrolowanego obżarstwa pomyślę o Twoim poście i tym świetnym przykładzie z pieniędzmi. Mam nadzieję, że zaskutkuje.
OdpowiedzUsuńSuper post! Ja zawsze miałam właśnie wrażenie, że jak się złamałam to już dupa! Uwielbiam słodycze i nie potrafiłabym chyba zupełnie z nich zrezygnować...podziwiam Cię :)
OdpowiedzUsuńbardzo mądre jest to zdanie o ćwiczeniach i pozwalaniu sobie na coś "w nagrodę". przeżywałam ten absurd w lipcu - bo skoro zaczęłam regularnie się ruszać, to przecież kilka cukierków nie zaszkodzi. Pewnie dlatego efekty były żadne :/
OdpowiedzUsuń