A dokładniej wczorajszej.
Pochmurny dzień, rano zakupy, spacer.
Zakupy- opowiem, bo to śmieszne. Uruchom wyobraźnię. Wchodzimy do sklepu i wybierając pomarańcze dyskutujemy z synem które są bardziej dojrzałe i które będą smaczniejsze. Wchodzi para, chłopak wybiera (chyba) sałatę, dziewczyna podchodzi do pieczywa i rzuca w towarzysza:
- Może pączka, kupujemy?
- Żartujesz?- odpowiada mocno zdziwiony.
- Tak, chciałam tylko sprawdzić Twoją reakcję- na jej twarzy widać przekorny uśmiech.
Idę z synkiem dalej wzdłuż alejki, niespecjalnie zwracając uwagę na to, że para się rozdzieliła, dziewczyna przechodzi do sterty kartonów z mlekiem.
My wybieramy rzodkiewkę, szczypior, jabłka, zastanawiam się co dokupić na obiad.
(nie zrobiłam listy- więc się zastanawiam)
Nagle wymija mnie ten chłopak, szaleńczo biegnie w stronę ich wspólnego koszyka, woła, że dzisiaj jego kolej, wyciąga dwa kartony, wkłada niebieskie połówki.
Na co słyszę damski krzyk:
-Przez to mleko wchłania się mniej witamin!!!
Świadomość rośnie- jupijajej! :)
Wracając do kolacji- mój syn nie należy do dzieci, które unikają jedzenia- wręcz przeciwnie mając aneks kuchenny widzę, że zagląda do lodówki częściej ode mnie i mówi: "daj mi COŚ". ;)
Wczoraj miałam ogromną ochotę na wiosenne kanapki, mimo, że rzodkiew, szczypior i pomidor to nie to samo, co wiosną.
Zrobiłam- podczas drzemki syna- twaróg, a jak wstał to i kanapki pokrojone na małe kawałki, z masłem, twarożkiem i kawałkiem pomidora na górze.
Takie małe kanapki robiłam mu jak był młodszy- chyba je lubił, bo jak przy drugiej (!) dokładce musiałam dorobić serka to zaczął mi marudzić i wręcz się rozpłakał, że nie lubi rzodkiewki i nie chce dużej kanapki.
Nie zbił mnie jednak z tropu- przekonałam go, żeby usiadł na kanapie i poczekał, a zrobię mu takie dobre kanapki jak przed chwilą. Trzy razy dopytywał, czy na pewno dam mu pomidora też :D
W trakcie, gdy robiłam herbatę, z talerzyka zniknęło wszystko- dziękuję, było pyszne.
Jedna, nieduża część tego, co zjadł :) |
Nie mam dobrej rady dla mamy, której dziecko nie chce jeść. Nie znam każdego dziecka. Znam jednak swoje i wiem, że jak ja coś jem to i on sięga po to chętniej. Staram się, by przy jedzeniu towarzyszyły nam pozytywne emocje.
I nie zmuszam. Chociażby na talerzu została jedna łyżeczka, nie zmuszam.
Na zakupach pozwalam mu wybierać ze mną owoce, warzywa. Tłumaczę dlaczego wybieram właśnie tę sztukę, a nie tamtą. Rozmawiamy, nierzadko to on podejmuje decyzję, czy do owsianki rano zjemy banana, czy jabłko.
Albo jedno i drugie :)
Jednocześnie nie zabraniam mu całkowicie słodyczy. Wyznaczam jednak granice, jasne zasady.
Mamo! Podziel się swoim sposobem na niejadka- na pewno znasz jakieś tajne sztuczki, które być może pomocne będą dla innej mamy.
Pozdrawiam! :)
38 komentarzy
Nie jestem co prawda mamą, ale mam siostrzenice i siostrzeńca. Mogę zwrócić uwagę, że beznadziejnie się odżywiają, co jest faktem, ale to nie moje dzieci o one nie widzą, ile robią im krzywdy, a to naprawdę smutne.
OdpowiedzUsuńBardzo podobają mi się Twoje metody wychowawcze odnośnie karmienia. Maluch wybierając sam produkty jest dumny z tego, że może to zrobić, dzięki czemu je, aż mu się uszy trzęsą.
Dzieci w mojej rodzinie nie jedzą najlepiej, ale nie jestem ich rodzicem i nie ja decyduję :)
UsuńZgadzam się z tym, że wybierając sam chętniej potem je. Banan nie zdążył dojść z nami do domu, a 4 pomarańcze zniknęły migusiem. Tak samo, jak 4 jabłka. :)
świetne metody :) kiedyś sama mam nadzieję mądrych rzeczy uczyć moje dzieci :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńJa jak byłam jeszcze w ciąży widziałam lekki wzrok ironii i politowania od niektórych osób, które dzieci miały już urodzone, a rozmawiałam o odżywianiu czy wychowaniu w ogóle. Nie dziwię się, wyobrażenia są dalekie od rzeczywistości, ale to jeszcze bardziej motywuje mnie do pracy nad sobą, swoimi nawykami i nauką synka. :)
jak mowilam juz 100razy, jestes swietna mamą! Mi rodzice też nie dawali słodyczy gdy byłam mała, w zasadzie do 3ciego roku życia nie wiedzialam nawet co to takiego, a potem sąsiadki którym mama miała już dosc powtarzania że ja nie wiem co to słodycze i tego nie jem, mnie rozpusciły, czestowanie cukierkami i takie tam :P ale mowiac szczerze do tej pory umiem bez slodyczy zyc, jedynie przed okresem mam ochote zjesc wszystko!!! I pochwalę się, w tym roku, nie zjadłam jeszcze NIC słodkiego ani żadnego fast fooda, które niestety kocham, a może juz kochałam :P
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Jestem tylko człowiekiem i 100% zadowolenia z siebie jako mamy okazać nie mogłabym, bo są sytuacje, z których nie jestem zadowolona. Nie mniej jednak dużo zawdzięczam mamie, jak chodzi o miłość do owoców, bo są do dzisiaj zawsze u nas w rodzinnym domu :) Sama widzę, że niezależnie co jest w pojemniku na owoce to młody chętnie tam zagląda :)
UsuńOgromnie Ci gratuluję! :) Styczeń bez słodyczy widzę idzie Ci rewelacyjnie :) Trzymam mocno kciuki :)
Oj ja czasem kombinuje na różne sposoby :) Wycinam różne kształty, wrzucam do zupy to, co dziecko chce w danym dniu. Słodycze też ograniczam. Nie zabraniam im tylko częściej staram się zrobić coś słodkiego sama. Bardzo się cieszę, kiedy maluchy się tym zajadają :) Podoba mi się to, że nawet jak ktoś inny daje mu coś słodkiego pyta mnie czy może. Chociaż mój mąż uważa, że to chore.
OdpowiedzUsuńTak, to, kiedy maluchy decydują się, albo wręcz piszczą z radości na myśl o domowych wypiekach jest bardzo motywujące i satysfakcjonujące :):)
UsuńJa uważam, że to bardzo dobrze, że pytają- mój syn też pyta i jestem z tego dumna, bo to znak, że rozumie co mu tłumaczę :)
Jak kiedyś został z moją babcią i leżały u niej jakieś słodycze na stole i mu pozwoliła to zjadł jedno, a potem oznajmił, że więcej nie zje, bo mama tak dużo nie pozwala :D
Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie cieszy Twoje podejście do karmienia syna. Sama mam dopiero 21 lat i dzieci planuję dopiero za jakiś czas, ale temat nie pozostaje mi obojętny. W tym roku byłam wychowawczynią na obozie kulinarnym dla dzieci 10-15 lat, przeżyłam 3 turnusy i za każdą nową "partią" dzieciaków opadały mi ręce. Dzieci nie wiedziały co to brukselka, gdy dawałam im do rak brokuła to miziały go i mówiły "oo, nie wiedziałem, że jest taki fajny w dotyku, będę mógł go spróbować?". Z rozmów wynikało, że te "wczesne" nastolatki jedzą w domu schabowego z ziemniakami ew. kurczaka non stop, bez urozmaiceń, zagryzają pizzą etc. Także jeszcze raz - Twoje posty o synku leją miód na moje warzywno-rybne serce!
OdpowiedzUsuńCo do metod - przede wszystkim dać dotknąć dziecku. Zauważ, że ja sama nie wiesz jak coś smakuje, a w idziesz to pierwszy raz w życiu, to spróbujesz troszeczkę, trącisz widelcem, żeby to jakoś oswoić. Więc jak się dziecku nie pozwoli czegoś dotknąć, to najzwyczajniej nie zje, bo to dla niego wielka niewiadoma. Wnioski własne, z programów pro-zdrowotnych i od ciotki - psychologa dziecięcego.
No i pozostaje metoda zasłyszana a jakimś programie o Anglii - polać ketchupem i posypać serem. Ale tego nie polecam.
Zaciekawił mnie ten obóz, kulinarny, czyli, że uczycie się gotować? :)
UsuńJa sama brukselki nie lubię ale mam zamiar wypróbować jakiś przepis, żeby nie przekazywać synkowi, że to niedobre. W dodatku nie dziwię się, że dzieci brukselki nie lubią, jak w co drugiej książce jakiś miś, czy żółw jej nie lubi ;)
Dziękuję za słuszne uwagi :)
PS. Ser i ketchup nie jest zły jak się wybierze odpowiednio w sklepie lub zrobi samemu, ale na pewno nie codziennie i nie do wszystkiego :)
Napisałam taki piękny komentarz i mi wsiąkł...
OdpowiedzUsuńW każdym razie - jesteś na prawdę świetną mamą! Tak trzymać! Po tym, co widziałam w tym roku będąc wychowawcą na obozie kulinarnym ręce mi opadły.
Moja metoda - najpierw dać dziecku dotknąć, powąchać, a nie wciskać w ciemno !
Nie wsiąkł tylko poleciał do moderacji :D
UsuńOgromnie Ci dziękuję, na prawdę staram się by moje dziecko wiedziało jak się odżywiać.
Zgadzam się, że dotknięcie i zapoznanie się pomaga w próbowaniu nowości :)
świetne metody :) naprawdę uważam, że jesteś cudowną mamą! oby było takich więcej, które uczą swoje dzieci zdrowych nawyków :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, staram się młodego wychować najlepiej jak umiem, sama się dopiero uczę :)
UsuńŚwietny post, a Ty jesteś wspaniałą mamą! Jesteś dla mnie wzorem. Chciałabym brać z Ciebie przykład, kiedy będę miała własne dzieci i tak samo jak Ty uczyć je dobrego odżywiania. Wierzę, że patrząc na moje nawyki, dzieci nie będą kręciły nosem na warzywa.
OdpowiedzUsuńA co do sytuacji w sklepie, to chłopak chyba też się zgrywał, nie wierzę żeby jakikolwiek facet z własnej woli sięgnął po mleko 0,5% :p
"mleko" 0.5 to nie mleko. to woda i smakuje jak aluminium
UsuńOgromnie dziękuję, jak wspomniałam wyżej w komentarzach- sama się uczę jeszcze metod wychowawczych i zdrowych nawyków. Obserwacja to jeden z najważniejszych sposobów nauki- więc na pewno tak! :)
UsuńNiestety nie wyglądało to na zgrywanie się, bo pojechali z tym mlekiem, mój narzeczony też często wybiera dla siebie wodę bez witamin ;)
Z resztą które sklepowe mleko w ogóle jest warte spożywania? ;)
Moi bracia cioteczni też są porażająco wszystkożerni. Dobrze, że to nie ja ich żywię. ;P
OdpowiedzUsuńOj znam to, dzieci w mojej rodzinie też ;)
UsuńDzieci nie można przede wszystkim zmuszać do jedzenia tego czego nie lubi, wtedy będzie bał się nowych rzeczy i będzie jadać wyłącznie wybrane produkty.
OdpowiedzUsuńZgadzam się zmuszanie=negatywne emocje, a potem dziw, że dziecko w ogóle jeść nie chce. Nikt nie lubi robić tego, co mu się źle kojarzy. ;)
UsuńZdecydowanie zmienia mi się podejście do jedzenia, gdy mam podać coś mojej córce. Pierwszy nabiał-czytałam 100 razy etykietkę czy tam nie ma żadnego konserwantu, to samo z wędliną. Nigdy dla siebie aż tak nie uważałam. Teraz uczę się dopiero zdrowo gotować i będę uczyć się piec zdrowe słodkości, tak aby jak najmniej śmieci dziecko zjadało.
OdpowiedzUsuńWędliny, które nam sprzedają to tragedia. Trzeba płacić ponad 50zł za coś, co i tak nie jest w porządku.
UsuńTeż większość rzeczy samemu uczę się dopiero po urodzeniu dziecka- chcę mu dać to, co najlepsze :)
Cieszę się, że są mamy takie jak Ty! :)
Trochę nie w temacie, ale czy możesz polecić jakąś skakankę z licznikiem? :) Dwie z Lidla załatwiłam w ciągu trzech dni, w każdej popsuł się licznik w trakcie skakania i na trzecią się nie skuszę. :/ A liczenie skoków podczas skakania trochę mnie wytrąca z rytmu mimo wszystko...
OdpowiedzUsuńSkakankę z licznikiem mam z Oriflame- dostałam ją już chyba 3 lata temu, czy 2 nie pamiętam dokładnie :) Jest o jedyna, z którą miałam do czynienia. Mój narzeczony kupił kiedyś chyba w biedronce i też poskakał 2 dni. Moją pożycza, jak widać na filmiku z relacji z treningu przeżyła nawet rzut o podłogę ;)
UsuńCo prawda dolicza ok. 5 skoków, ale zawsze trzeba brać pod uwagę granicę błędu. To tylko urządzenie :)
Mam ten sam problem ze skakanką z Lidla... a liczenie skoków jest naprawdę uciążliwe...
UsuńNiestety nie wiem jaka inna firma ma dobre skakanki- ale zgadzam się, że liczenie skoków może być uciążliwe. Może co 100 stawiaj kreskę na kartce ( i rysuj nimi kwadrat przekreślony, wtedy to 500 skoków- łatwiej policzyć)- tak "roboczo" ;)
UsuńFajnie mieć takie świadome dziecko :)
OdpowiedzUsuńU nas jest etap buntu jedzeniowego (2,5 roku). Agatka je tylko to co zna. Za owocami nie przepada. Za to jest miłośniczką ogórków.
Ale też czasem patrzą na mnie z politowaniem jak smażę jej placuszki z żytniej mąki, albo na śniadanie daje owsiankę, albo przyrządzam brokułową pastę
Słodycze je niestety, sporo od sąsiadki dostaje. Ale nie zje dużo. Ogólnie stosuje metodę nadgryzania.
Ogólnie dzieci jedzą tragicznie. Jestem przedszkolanką i włos mi się jeżył nie raz, nie tylko patrząc jakie dzieci mają nawyki, ale i jakie jedzenie jest serwowane
U mnie np. synek nie lubi fasolki zielonej w zupie. Jak ma ją do drugiego dania to zjada, a w zupie nie chce i wypluwa. Mam niemiłe doświadczenia ze zmuszaniem i np. kiedyś w przedszkolu kazano mi połknąć brukselkę, do której do dziś mam awersję. Dlatego obiecałam sobie, że zachętą i dobrym przykładem będę uczyć dziecko jedzenia, a nie zmuszaniem.
UsuńNie mnie jednak egzemplarz trafił mi się mocno wygłodniały, nawet w chorobie je "za dwóch" :D
Kto patrzy z politowaniem? Dając małej dobre jedzenie dajesz dobre podstawy do budowania zdrowego i silnego organizmu pełnego energii do działania :)
Rozmawiałaś z sąsiadką czy zamiast słodyczy nie mogłaby podrzucić owoców? ;)
W przedszkolu na moim osiedlu jest świetne menu- co prawda nie wiem jak się ma informacja na stronie do rzeczywistości, bo jeszcze tam nie chodzimy, ale tak czy inaczej rozpiska cieszy oko :)
Nie jestem mamą i pewnie prędko nie będę, ale gdybym była i chciałabym zachęcić dziecko do zjedzenia czegoś postarałabym się zaangażować je w wspólne przygotowywanie posiłku. Właśnie poprzez takie wspólne zakupy i wspólne gotowanie. Wydaje mi się, że dziecko byłoby dumne, że "coś ugotowało" i chętniej by spróbowało tego co mu wyszło :)
OdpowiedzUsuńMały ma fajnie, że ma taką mądrą mamę. :) Super, że zapewniasz mu warunki do zdrowego rozwoju psychicznego i fizycznego. Na pewno w przyszłości zaowocuje to wyższą samooceną :)
Bardzo dobra metoda, no i logicznie do tego podeszłaś :D Mój młody jest z siebie bardzo dumny jak mu się coś uda ;) Dziękuję :):) Mam nadzieję, że będzie znał swoją wartość nie będąc jednocześnie zarozumiałym :)
UsuńPodziwiam młoda mamę a tak świetnie sobie radzącą we wdrażaniu zdrowego żywienia maluszkowi. Sama jestem "młodą" mamą, bo mam 17miesięcznego synka i już niemłodą, bo 48 letnią kobietą. Z przyjemnością czytam Twojego bloga, weszłam tu przypadkiem... szukałam wiadomości o speedcooku. Ale chyba będę tu częściej zaglądać. Porady z zakresu odżywiania są tu fajnie przedstawione, a i wiele fajnych historii opisujesz. A nasz Nicolas "udał" nam się i je prawie wszystko. Niektóre pokarmy uwielbia, ziemniaki, ryż, makarony, owoce (ale są to czasem sezonowe miłości, zajada się mandarynkami, sam w spiżarni wybiera po 1 w każdą dłoń, aż po kilku dniach nie chce wziąć ni kawałka do buzi) uwielbia maliny, czarne jagody i jabłka... ale rzeczywiście ja też uwielbiam owoce! A on dobrze widzi, co my, rodzice jadamy... Szalenie lubi paprykę czerwoną, czasem zjada, a czasem "wyssie sok" i wypluwa... Nie zmuszam go do jedzenia tego, czego nie lubi! To chyba dobra metoda? Razem w kuchni odkrywać, bawić się i poznawać nowe smaki, nowe produkty? Po ciąży, jak i ze względów na złe nawyki żywieniowe mam problem aby zgubić 20 kg... będę tu zaglądać i motywować się. Ćwiczyłam z Ewą Chodakowską przez 2 pełne miesiące po 5-6 dni w tyg. ale nie straciłam na wadze, diety nie umiem trzymać i gubi mnie miłośc do słodyczy! Nasz maluch też lubi ciasta, lody (zwłaszcza sorbety jak mama), desery (niestety kupne) i czekoladę. Nie daje mu jednak specjalnie, ale gdy widzi, że mama je, on też prosi, rączki wyciąga! Będe tu zaglądać, może mnie zainspirujesz i pojmę to, jak ułożyć dietę dla siebie?
OdpowiedzUsuńMario! Zapraszam Cię serdecznie do śledzenia mojego bloga, bo nie wiek jest najważniejszy ale to, na ile "młodo" czujemy się duchem! :)
UsuńDzieci są przewrotne, dzisiaj lubią paprykę, a jutro nią plują- dlatego trzeba brać na nie poprawkę i nierzadko stosować sztuczki i oszukiwać małych cwaniaczków :D
Oczywiście, że niezmuszanie to dobra metoda- najlepsza powiedziałabym :)
Sorbety to dobre desery- róbcie je sami z mrożonych owoców :) Wystarczy wyciągnąć z zamrażarki, odczekać chwilę i zmiksować lub zblendować w zależności od mocy i jakości urządzenia nie powinno być z tym większych problemów. Ciasta w domu też da się upiec zdrowe i pyszne dlatego nie musicie rezygnować z takich przyjemności :)
Mam nadzieję, że znajdziesz na moim blogu wszystko, czego chciałabyś się dowiedzieć- ponadto moja skrzynka mailowa jest otwarta :)
Zgadzam się, że jedzeniu nie powinny towarzyszyć negatywne emocje. I jeszcze - dziecko powinno siadać do głównego posiłku po prostu głodne, czyli zero podjadania pomiędzy posiłkami.
OdpowiedzUsuńJa dodatkowo mam dwa takie triki: od początku podawałam mojemu maluchowi jedzenie z taką miną jakby mi w ogóle nie zależało żeby to zjadł (żeby nie czuł presji że musi albo powinien)
A drugi pokażę na przykładzie sałaty: wiedziałam że dzieci raczej niespecjalnie ją lubią więc przez jakiś czas stawiałam na stole np. przy śniadaniu miskę sałaty i zajadałam się nią sama powtarzając co chwilę: "mmm, jaka dobra, jaka chrupiąca, no pycha sałata". Po jakimś czasie synek się zainteresował i dał znać że chciał by spróbować, ja na to że jeszcze jest za mały i nie może takich rzeczy jeść. Na zasadzie zakazanego owocu :) Po jakimś czasie jak już widziałam że nie może wytrzymać z ciekawości to powiedziałam, że okej już podrósł i może zjeść kawałek. Mogę powiedzieć że rzucił sie na nia jak lew, zjadł bardzo dużo i bardzo mu smakowała - od tej pory rzuca się na wszystko co liściaste i zielone - jak pierwszy raz kupiłam roszponkę to wyjadł kilka garści prosto z opakowania :) Powtarzam to co jakiś czas z różnymi produktami, gdy mi szczególnie zależy żeby je jadł.
No i muszę się pochwalić, że je dosłownie wszystko, nawet wątróbkę, szpinak i wszystkie inne warzywa :)
Zgadzam się :)
UsuńMój synek też nie chciał jeść sałaty, ale jak ją drobno pokroję i dodam do surówki to teraz je- zauważyłam, że właśnie musi się oswoić, poobserwować, że my coś jemy i potem decyduje się spróbować i albo mu smakuje albo nie :) Czasem jednego dnia coś lubi, a na drugi dzień mówi, że nie chce ;) Nie zmuszamy.
Gratuluję Ci! :)
o, super, podałas jak to zrobiłaś! To niezwykle ciekawe... muszę też zastosować... sałat na razie mój 17miesięczny synek nie je i nie sądzę by spróbowac chciał. Ale metoda super... postaram się ja wykorzystać! dzięki serdeczne
OdpowiedzUsuńJeszcze jedno mi się przypomniało: nigdy nie nalegać gdy dziecko zdecydowało się skończyć posiłek. Nie ważne czy zjadło pół obiadu czy tylko jedną trzecią - gdy mówi nie, to trzeba bez słowa skończyć karmienie i nie wciskać tej jednej "ostatniej łyżeczki za mamę". Ta jedna łyżeczka nic nie zmieni a dziecko już poczuje presję. Gdy naszym zdaniem zjadło za mało np. na obiad to można przyspieszyć podwieczorek i podać wtedy coś bardziej sytego. Najważniejsze, żeby nie jadło dlatego że nam zależy, tylko że samo chce.
OdpowiedzUsuńTak, z tym też się zgadzam :)
Usuń